środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 2 - How did this happen?

Miałam racje. Nie zadzwonił, no ale co ja głupia sobie myślałam? Że zadzwoni na drugi dzień i poprosi o randkę? Głupia i naiwna Megan.
- Daj spokój mała. - Przyjaciółka postawiła kubek gorącej czekolady na parapecie i usiadła obok mnie. Zaczynało się ściemniać. Usiadłyśmy w oknie i podziwiałyśmy przepiękny zachód słońca.
Niebiesko-żółte niebo wyglądało przecudnie. Upiłam łyk napoju i zamknełam oczy.
Widziałam go.
NICOLE I MEGAN
Jego piękne miodowe oczy które błyszczały jak diamenciki przez światlo latarni. Stał przede ną ubrany w czarne rurki i skórzaną kurtkę. Badał głębie moich oczu a ja czułam jakbym obok miała cały świat.
- Megan! - Na ziemie przywrócił mnie krzyk przyjaciółki. Wskazała na dzwoniący telefon, tak bardzo się zamyśliłam że nie słyszałam?
Podniosłam go i spojrzałam na wyświetlacz. Numer prywatny. Głęboki wdech i odbieram.
- Cześć piękna. Przepraszam,że nie zadzwoniłem wcześniej. Masz może ochotę gdzieś wyskoczyć?
Nogi zrobiły się jak z waty,a serce przyspieszyło. Na ustach pojawił się uśmiech a na policzkach rumieńce.
- Dzisiaj?
- Jeśli tylko masz ochotę.
- Oczywiście. - Ledwo powstrzymałam pisk. Nie znam go, ale tak cholernie... On jest tak nieziemsko przystojny.
- Przyjadę po Ciebie o dwudziestej, załóż coś ładnego.
Rozłączył się a ja prawie zemdlałam.
- Masz tylko dwie godziny! - Nicole pchneła mnie do łazienki i pomogła mi się przygotować. Wzięłam szybki prysznic ,zrobiłam bardzo delikatny makijaż a włosy spięłam w kucyk. Czasu coraz mniej a nerwy przejmują nade mną kontrole. Wcisnęłam się w czarną obcisłą sukienkę i tego samego koloru szpilki. Poszłam do kuchni i napiłam się zimnej wody.
- Denerwuje się.
- Każdy denerwowałby się na Twoim miejscu. Dlaczego właściwie się zgodziłaś? Przecież go nie znasz.
I znowu się zaczyna. Matkowanie mojej kochanej Nicole. Ja wiem, jestem głupia zgadzając się na to spotkanie, bo przecież, on może mnie skrzywdzić.
Ale jest w nim coś, coś takiego co cholernie przyciąga.
Dzwonek do drzwi. Kurwa.
- Zostaniesz?
-  Dobrze. Wszystko mi opowiesz jak wrócisz. - Cmoknęłam przyjaciółkę na pożegnanie, wzięłam torebkę i chwyciłam za klamkę. Pociągnęłam za drzwi a na ustach automatycznie pojawił się uśmiech. Stał przede mną znów ubrany na czarno. Czarne rurki opinały się na jego nogach a skórzana kurtka luźno na nim wisiała a biały T-Shirt dodawał uroku całości. Zmierzył mnie wzrokiem i wręczył krwisto czerwoną różę. Uśmiechnęłam się w podziękowaniu i wstawiłam kwiatka do wazonu.
- Wyglądasz... Wohow...
- Dziękuje. Ty też dobrze wyglądasz. - Zaśmiał się a ja prawie zapadłam się pod ziemie. Czemu czuje się przy nim jak gówniara która zauroczyła się w swoim przyjacielu? Meg, Ty go nawet nie znasz...
Udaliśmy się do jego auta, otworzył i zamknął mi drzwi. Uroczo.
Zajął miejsce na siedzeniu kierowcy i ruszył. Jechał o wiele wolniej niż trzy dni temu.
Zaparkowaliśmy pod najdroższą restauracją w mieście.
- Nie możemy pojechać do czegoś.. Um.. Tańszego? - Zaśmiał się w odpowiedzi o otworzył mi drzwi.
- Księżniczko, to jest tania restauracja.
- Danie za 200 dolarów to dla Ciebie coś taniego?
- Oczywiście. - Chwycił mnie delikatnie w talii, wzdrygnęłam. Przypomniał mi się dotyk tego mężczyzny z lasu. Przypomniała mi się chwila kiedy mnie uratował. Moje ciało zalała fala gorąca. - Wszystko dobrze Księżniczko?
- Tak. - Uśmiechnęłam się i pozwoliłam się objąć.
Mulat podszedł do jakiejś kobiety, która wskazała na stolik w rogu sali, pod oknem. Bez słowa podążyłam za nim. Odsunął mi krzesło, jest uroczy. W ciszy wybieraliśmy posiłki. Co mam wybrać? Najtańszy posiłek kosztuje 50 $, sałatka. Nie lubię sałaty, uh.
- Wybrałaś coś? - Spojrzał na mnie niepewnie. Co mam odpowiedzieć? " Nie,bo jest za drogo?"
- Nie jestem głodna.
- Chodzi o pieniądze? Nie przejmuj się. Często tu bywam, mam zniżki, jeśli Cię to pocieszy. - Zaśmialiśmy się. On na prawde jest taki uroczy..
Kelnerka podeszła wziąć zamówienie. Wskazałam palcem na danie, które chciałam i uśmiechnęłam się do mulata. Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem i za chwile przyniosła nam czerwone wino.
- Więc.. Nie powinienem o to pytać, ale ile masz lat?
- Osiemnaście. A Ty?
- Dwadzieścia. Więc słucham, gdzie tak zabalowałaś księżniczko, że trzeba było Cię ratować?
Speszyłam się jak dziecko. Po co o to pyta? Dlaczego Go to w ogóle obchodzi?
- Urodziny przyjaciółki. Wyszłam wcześniej, bo czułam, że przesadziłam z alkoholem.
- Nikt Cię nie odprowadził?
- Byli zajęci imprezowaniem. - Po każdym jego pytaniu upijałam malutki łyk przepysznego wina.
- Jak można, puścić tak piękną kobiete samą przez las? - Zadał pytanie, jakby sam do siebie. Upiłam kolejnego łyka i odstawiłam pusty kieliszek na stolik.
- Co robisz w LA? Nie jesteś stąd prawda? - Pokiwałam przecząco głową.
- Pochodzę z Włoch. Mama była Polką a tata Włochem.
- Jak to się stało? Że trafiłaś tutaj?
- Pogoń za marzeniami. - Zaśmiałam się. Gdy miał zadać kolejne pytanie, kelnerka przyniosła posiłek. Zamówiłam sałatkę i lody na deser. Razem 75 $.
- Jesteś bardzo oszczędna wiesz księżniczko? - Westchnął i zaczął jeść.
- Nie jestem kimś ważnym, abyś wydawał na mnie pieniądze.
- Jesteś Księżniczką.
- Nie mów tak. Nie urodziłam się nią, więc zostańmy przy moim imieniu. - Fuknęłam trochę ironicznie i również zaczęłam jeść. Ohyda.
- Daj. - Zabrał mi talerz i podał swój.
- Co Ty robisz?
- Przecież widze, że Ci nie smakuje. Jedz. - Nadział na widelec pomidora i listek sałaty po czym bez oporów go zjadł. Wzruszyłam ramionami i zjadłam jego danie.
O dwudziestej drugiej, wyszliśmy z restauracji. Wsiadłam na chwiejących się nogach do auta. To chyba nienormalne, żeby dziewczyna na pierwszej randce upijała się w trupa. Odwiózł mnie do domu, znowu jechał szybko. Chwycił mnie w talii pomagając utrzymać równowagę. Zadzwonił do drzwi i sekunde poźniej prowadził mnie do łóżka.

sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 1 - His mesmerizing eyes..


Noc. Ciemny las. Tylko ja i cisza.
Pijana po imprezie postanowiłam wybrać drogę na skróty, przez ten cholerny las. Bałam się? Ależ skąd! Ilość alkoholu w moim organizmie sprawiła, że chciało mi się śmiać. Szelesty czy łamanie gałęzi nie robiło na mnie wrażenia. Zadowolona szłam wąska ścieżką przed siebie.
Od czasu do czasu odwracałam się, miałam wrażenie, że ktoś za mną idzie. Dużo wypiłam, zapewne to wyobraźnia.
Połowa drogi już za mną. Robi się coraz ciemniej. Wyjęłam telefon i włączyłam w nim latarkę.
Szłam i szłam i nadal szłam. Wydawało się, jakby droga nie miała końca.
- Co tak piękna kobieta, robi sama w lesie o tej porze?
Cichy męski głos dotarł do moich uszu. Zatrzymałam się niepewnie i odwróciłam. Nikogo nie było. Przetarłam oczy uważnie się rozglądając.
- Spokojnie Meg, to tylko wyobraźnia.
- Jesteś taka piękna. Powiedz, masz ochotę się zabawić?
Czyjaś ręka zetknęła się z moim biodrem. Odskoczyłam. Spojrzałam w stronę mężczyzny. Zmierzyłam go wzrokiem, jednak przez brak jakiegokolwiek światła, nie widziałam za wyraźnie. Podszedł bliżej i nachylił się do mojego ucha. - Jesteśmy tu sami może wykorzystamy to jakoś?
Odskoczyłam jeszcze dalej.
- Czego chcesz? - Opanowałam strach, albo alkohol już doszczętnie uderzył mi do głowy.
- Ciebie. - Podszedł i przyciągnął mnie do siebie mocno. Próbowałam się wyrwać, był za silny. Złapał moje pośladki i mruknął zadowolony.
- Zostaw! - Krzyknęłam tak głośno, że obudziłam chyba połowę zwierząt w lesie. Nie zareagował złapał mocno moje dłonie i składał powolne pocałunki na mojej szyi. - No puść mnie!
- Przepraszam, nie słyszysz, że Panienka nie życzy sobie Twojego towarzystwa? - Obok nas wyłonił się, jakby znikąd drugi mężczyzna. Odciągnął ode mnie napastnika i przyparł go do drzewa.
- Wyluzuj stary, chciałem sie tylko zabawić. - Stałam i uważne przyglądałam się jak jeden z nich wymierza drugiemu ciosy w twarz.
- Chodź. - Ktoś pociągnął mnie za rękę. Nie protestowałam. Nie mogłam patrzeć, jak się okładają pięściami. Skręciliśmy w boczna ścieżkę i już za chwile siedziałam w czyimś aucie. Zdecydowanie więcej nie pije. Byłam zdenerwowana, trzęsłam sie. Przez szybe wygladałam czy mój leśny prześladowca nie idzie.
Siedziałam około dziesięciu minut w milczeniu wypatrując jakiejkolwiek formy życia. Pomoże mi ktoś? Zauważy?
- Nic jej nie jest?
- Nie. Siedzi bezpiecznie w samochodzie. Bądź delikatny.
Drzwi auta otworzyły się. Wyciągnął do mnie rękę i pomógł mi wysiąść. Przyciągnął mnie do siebie delikatnie przytulając. Kolana zrobiły mi się jak z waty. On tak cudownie pachniał. Wzięłam głęboki wdech i zaciagnełam się zapachem jego perfum. Cudo.
Odsunął się delikatnie. Jasna latarnia idealnie nas oświetlała.
- Zayn. - Chwycił moją dłoń i delikatnie pocałował.
- Megan.
Spojrzałam do góry. Jest wysoki i szczupły. Uśmiechnął się krótko i spojrzał mi głęboko w oczy. Policzki oblał mi rumieniec a kąciki ust mimowolnie uniosły się ku górze. Jego miodowe tęczówki były tak zniewalająco piękne. Nie sposób się od nich oderwać.
Dłuższą chwile wpatrywaliśmy się w siebie bez słowa.
- Jedziemy? - Na ziemie przywrócił mnie czyjś głos. Spojrzałam w tamtą stronę. Wysoki chłopak w lokach. Przystojny.
- Jeśli Panienka Megan pojedzie z nami. - Spojrzałam na niego, znów utonęłam w jego oczach. Są takie... Oh.
- Zayn? To obca dziewczyna. Kompletnie jej nie znasz a chcesz ją zabrać ze sobą?
- Zamknij się. Jest pijana, jest środek nocy a jakiś koleś chciał ją przelecieć w tym lesie. Mam ją tutaj zostawić?! - Chwycił mnie delikatnie za rękę i poprowadził do jak podejrzewam, swojego auta. Usiadłam z przodu i zapięłam pasy. Torebkę rzuciłam na tylne siedzenie i czekałam aż odjedziemy. Co ja tak właściwie robie? To jego obecność tak na mnie działa? Czy może nadal alkohol. Przecież ja go wcale nie znam.. Ruszył powoli, ale z każdym metrem przyśpieszał.
Kiedy na liczniku pojawiło się 180 km/h utrzymywał tą prędkość. Jechaliśmy po prostym odcinku, dobre trzydzieści minut. Całą droge patrzyłam na niego z zachwytem. Jak można być tak cholernie przystojnym?
- Jesteśmy Panienko. - Uśmiechnął się i wysiadł. Obszedł auto i otworzył mi drzwi. Wysiadłam i stanęłam obok niego.
To wiatr tak wieje, czy ja nie moge ustać na nogach?
Wyjął moją torebkę i poprowadził do drzwi. Weszliśmy do salonu. Odrazu otrzeźwiałam.
ILE TEN FACET MA KASY?!
Salon był po prostu ogromny i pięknie wystrojony, jednak odrazu można poznać, ze mieszka sam. Żadnego kobiecego wątku, żadnych kwiatów czy kolorowych zasłonek. Cały salon był w kolorach brązowo-biało-czarnych. Niesamowite wrażenie.
Stałam i rozglądałam sie uważnie.
- Podoba Ci się?
- Ładnie tu. - Uśmiechnęłam się i znów spojrzałam na niego.
- Jesteś zmęczona?
- Troszkę. - Nie lubię kłamać, ale jeśli dzieki kłamstwu będę mogła spędzić z nim troche czasu, nie mam wyjścia.
- Chcesz coś zjeść?
- Jest pierwsza w nocy a Ty pytasz czy chce jeść? - Zaśmiałam się i usiadłam na kanapie. Co prawda, nie mówił, żebym się rozgościła, ale nie będziemy przecież wiecznie stać przy drzwiach wejściowych.
- No tak. Głupie pytanie. To może wina?
- Dziękuje, na dziś mam dość alkoholu. - Podrapał się po głowie i oparł o ścianę.
- No dobrze, to co chciałabyś robić?
- Dlaczego mnie tu przywiozłeś? - Kiedy ochłonęłam, zdałam sobie sprawę z tego, że siedze w salonie u kompletnie obcego faceta.. Kurwa.
- Jesteś pijana, sama i zmęczona. Miałem Cię tam zostawić?
- Mogłeś mnie dowieźć do domu.
- Nie wiem gdzie mieszkasz. - Wstałam i pociągnęłam go za reke. Poprosiłam by otworzył auto. Bez słowa spełnił moją prośbę. Wsiedliśmy i pokierowałam go do Siebie. Całą droge rozmawialiśmy. O wszystkim i o niczym. Ciągle na niego patrzyłam. Zachowuje się jak psychopatka?
 Jechaliśmy ok 40 minut.  Stanął pod małym domkiem na obrzeżach Los Angeles.
- Tutaj? - Kiwnęłam twierdząco głową. - Odprowadze Cię.
Wysiadł i otworzył mi drzwi. Wysiadłam i poczułam się pewnie. Jestem juz u siebie, bezpieczna.
Podeszliśmy pod drzwi, stanęliśmy w ciszy i wpatrywaliśmy sie w swoje tęczówki.
- Dziękuje. Dziekuje, że mi pomogłeś.
- Nie ma zą co. - Wzruszył ramionami.
- Gdyby nie Ty, zrobiłby mi krzywdę. Moge Ci sie jakoś odwdzięczyć?
- Możesz.
- W jaki sposób? - Usmiechnęłam sie do niego.
- Umów się ze mną.
- Słucham? - Stał pewny siebie z rękami w kieszeni. Próbuje udawać luzaka czy pragnie mnie przelecieć jak większość facetów?
- Nic Ci się nie stanie, jeśli poświęcisz mi chwile czasu, na kawę i ciastko. - Uniósł brew i delikatnie się uśmiechnał.
Podałam mu swój numer i przytuliłam go krótko na pożegnanie. Weszłam do domu i oparłam się o ściane. To był naprawde dziwny dzień.
Ciesze sie że tak własnie się skonczył.
Zayn.. On.. Jest jak grecki Bóg. Nieziemsko przystojny... Zapewne każda dziewczyna w mieście do niego wzdycha...
Wiem, że nie zadzwoni, bo kto by dzwonił do dziewczyny, poznanej w takich okolicznościach?
Ale przez długii czas go nie zapomne..